2009-08-12

"Hohaj" Elisabeth Rynell

„Hohaj” to skandynawska opowieść o miłości. Podwójna opowieść o miłości, bo Elizabeth Rynell upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu i połączyła niemiłosiernie ckliwe wyznania kobiety doświadczonej przez śmierć ukochanego z sentymentalną opowiastką o miłości pewnego tajemniczego wędrowca i skrzywdzonej przez los oraz okrutnego ojca dziewczyny. Podwójnie ciężkostrawna to opowieść i podwójnie nużąca. Oparta na utartych schematach powieści miłosnej, obudowana patetyczną symboliką i wtłoczona w chłodny pejzaż szwedzkich bezdroży.

„Bezdroża w tej powieści zwą się Hohaj. Kiedyś można było odczytać znaczenie tego słowa, teraz to tylko znak. Rozpadła się sieć znaczeń, w którą było wplecione”. Rozpada się nie tyle sieć znaczeń, co struktura tej powieści. Poznajemy bowiem przeszłość, w której odbić się ma teraźniejszość. Poznać smutek i melancholię współczesnej anonimowej bohaterki można dzięki opowieści o Aronie i Inie, którzy pokochali się miłością wielką i żarliwą. Rynell doskonale wyciska z oczu łzy, kiedy opowiada o smutnym dorastaniu Iny bez matki i pod okiem ojca-tyrana, uważającego ją za swą własność. Dokłada do tego opowieść o życiu Arona, który tuła się po świecie, uciekając od przeszłości, od popełnionej zbrodni i od życia, do którego nigdy nie dorósł. Oboje przeżyli już wzajemną fascynację, a obecnie miłosne uniesienia przeżywa ta, która znajdzie w śniegu skostniałe ciało Iny i w sobie tylko znany sposób zrekonstruuje jej dzieje, włączając w nie własne rozważania na temat wielkości miłości i jej siły, która potrafi przezwyciężyć także śmierć.

Fascynacja Iną idzie w parze z odkrywaniem samej siebie przez tę, która podąża pustymi bezdrożami, by odnaleźć sens życia po utracie swego mężczyzny. „Wędrując przez to, co po niej pozostało, zakopuję się w swoim życiu”. O ile opowieść o losach Iny i Arona jest spójna, o tyle całe to sentymentalne marudzenie opuszczonej jest jedynie luźnym ciągiem skojarzeń, które mają dać wyraz potędze uczucia, o którym traktuje „Hohaj”.

Jest w tej opowieści wiele mających zapewne poruszyć wyobraźnię odniesień do wędrówki. Jest wołanie, wewnętrzny głos, ukryte pragnienie; jest skandynawski chłód, który kontrastuje z żarem opisywanego uczucia; jest w końcu baśniowa atmosfera grozy i fatalizm, jaki wyczuwa się już od samego początku. W powieści Rynell cierpienie kobiety skontrastowane jest ze światem męskich uczuć. Z konfrontacji tej wyłania się obraz odwiecznego dialogu płci, który nie może skończyć się kompromisem. Trudno też jednoznacznie ocenić, czy Rynell chodziło jedynie o wywołanie prostych wzruszeń, czy o nakreślenie problematyki miłosnego cierpienia w szerszym znaczeniu. Pewne jest natomiast, iż autorka odwołuje się do szkolnego podziału na to, co dobre i złe. Krzywdzący ojciec Iny, trudne dzieciństwo Arona, miłość górnolotnie nazywana i określana jako przeciwieństwo uczuć, które Ina żywi do swego okrutnego ojca. Do tego jeszcze konie pędzące po bezdrożach, anemiczne lato, w którym ożywają uczucia zakochanych i mądrość Biblii, pozwalająca Aronowi na przetrzymanie rozłąki z ukochaną.

Powieść Rynell to znakomity przykład tego, jak tworzyć bestseller. Dzika przyroda, tajemnice bohaterów, niespełniona miłość. Dużo życiowej niesprawiedliwości, prostolinijność bohaterów i ich proste motywacje. Wszystko obudowane pustą metaforyką i skrajnie tendencyjne. Wieje zimnym skandynawskim wiatrem i zwyczajną nudą.

Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, 2009

6 komentarzy:

mr lupa pisze...

czyli niezbyt dobrze?
a tak ją chciałem przeczytać... i chyba przeczytam. bo muszę się sam przekonać:)

Jarosław Czechowicz pisze...

Ano niezbyt. Nastawiałem się na dobrą lekturę po recenzjach przeczytanych na blogach książkowych i mocno się rozczarowałem.

Anonimowy pisze...

Książka w oryginale jest o wiele lepsza niż po polsku. Warto przeczytać!

Anonimowy pisze...

Miałam absolutnie odmienne odczucia po lekturze tej książki niż autor wpisu. Akcja toczy się nieśpiesznie, atmosfera świetnie zarysowana, historia może nie porywająca, ale ciekawa, z niedopowiedzeniami. Z pewnością nie była to lektura nużąca i ciężkostrawna.Patosu i chęci wyciskania łez u czytelników również nie zauważyłam.
To co podobało mi najbardziej to namacalność opisywanych miejsc i sami bohaterowie - wyciszeni, nienarzucający się.
I jak dotąd nie zauważyłam, aby był to bestseller - to nie jest lektura dla tych, którzy lubią proste historyjki o przewidywalnym zakończeniu.

Khem pisze...

Mnie w tej powiesci irytowalo jakies takie niepotrzebne okrucienstwo pisarki wobec bohaterow - uparla sie, zeby nad nimi ciazylo fatum, no i to fatum ciazy wbrew logice tak naprawde. Wszystko zmierza ku fatalnemu koncowi - ale nie nieuchronnie, jak w tragedii greckiej ;-)) - tylko dlatego, ze autorce tak sie podobalo. BO TAK i juz.
Czytalam "Hohaj" dosc dawno i trudno mi teraz wytlumaczyc, skad to wrazenie - ale nie przekonala mnie ta ksiazka, zupelnie.
(choc w sumie czytalo sie ja naprawde przyjemnie... ach, te skandynawskie klimaty ;-)) )

Anonimowy pisze...

baaardzo piękna historia o miłości, może i świat dzieli się na dobro i zło (a czy nie dzieli się w naszych głowach, nawet, gdy wydaje się nam, że jesteśmy ponad to?), ale spokojna, niespieszna narracja i niesamowity język to powody dla których niekiedy powracam do tego tytułu, po prawie trzech latach od pierwszego czytania...