2010-03-03

"Udręki pewnej kasjerki" Anna Sam

Poniżane, ośmieszane, traktowane jak powietrze bądź przedmiotowo. Zapracowane, zmęczone, a przecież zmuszone do uśmiechu i „otwarcia” przez cały czas swojej pracy. Zrezygnowane i przemęczone – tak zmęczone, że nie mają siły szukać innej, lepiej płatnej pracy. Kasjerki. Doczekały się wreszcie książki o sobie, a raczej importu, bo „Udręki pewnej kasjerki” to dokonanie francuskiej… no właśnie, pisarki? Przypomina mi się niezbyt fortunny zabieg Wawrzyńca Prusky’ego, który jakiś czas temu zdecydował się na publikację w formie książki swoich zamieszczanych na blogu notek dotyczących radości i smutków typowego polskiego męża i ojca. Anna Sam nie jest typową kasjerką, bo jej notatki skrzą się dowcipem, ironią i są napisane językiem sprawnym oraz giętkim (choć tak naprawdę mogę oceniać tylko dobre tłumaczenie książki). Autorka przyznaje, że choć ma dyplom wyższej uczelni, osiem lat spędziła w hipermarkecie, pracując jako hostessa kasy, bo tak bardziej elegancko nazywa się kasjerkę. Trudno nie zastanowić się nad tym, dlaczego młoda, wykształcona osoba poświęca naprawdę sporo życia harówce za marne grosze (które niejednemu polskiemu pracownikowi zawróciłyby w głowie, bo to aż 850 euro netto miesięcznie), ale pomijając osobliwy masochizm Sam, jej książka jest niezwykłym kompendium wiedzy o tym, z czym codziennie zmaga się kobieta zaprzyjaźniona z taśmą i czytnikiem kodów kreskowych.

Używam słowa kompendium, bo publikacja Anny Sam jest swojego rodzaju przewodnikiem po świecie, któremu trudno się przyjrzeć, nawet jeśli spędzi się dość dużo czasu w kolejce i poobserwuje tę, która obsługuje stojących przed nami klientów. W „Udrękach pewnej kasjerki” mamy dużo goryczy i sporo maskowanego przez dowcip buntu. Bo chociaż uśmiechamy się, czytając między innymi o tym, jak pracownice kas walczą o wolne fotele na stanowiskach, o reakcjach klientów kupujących tak zwane wstydliwe towary, o zmaganiach z kupującymi więcej niż 10 produktów, którzy podchodzą do kas ekspresowych oraz o komplikacjach z wydawaniem nieszczęsnej monety wartości jednego centa przy cenach z 0,99 na końcu, jest w tych wyznaniach wiele opowieści o bardzo bolesnych doświadczeniach, z których najokrutniejszym jest traktowanie przez klientów i pracodawców niczym powietrze, numer ewidencyjny, element kodu kreskowego, przedmiot.


To książka należąca do lektur pozornie lekkich i przyjemnych, bo można ją pochłaniać w pociągu, tramwaju, w poczekalni u lekarza czy wszędzie tam, gdzie chcemy czymś niezobowiązującym zapchać sobie czas. Sam nie tworzy jednak czytadełka; mamy tu do czynienia z książką zaangażowaną, mającą także dość wyraźne feministyczne inklinacje (nieprzypadkowo na okładce czytamy blurb autorstwa Sylwii Chutnik). Przede wszystkim od początku budowana jest opozycja między egzystencjalnymi rozterkami autorki a nieczułością świata zewnętrznego, do którego nie docierają werbalne i niewerbalne komunikaty o tym, że praca przy kasie jest źródłem nieustającej frustracji. Myślę, że książka Anny Sam uczula na coś, czego tak naprawdę nie jesteśmy świadomi. Praca kasjerki to bardzo odpowiedzialne, poważne zajęcie. Zajęcie niepoważnie płatne. To nie tylko ciągłe „biiip” czytnika, które Sam wciąż słyszy we własnej głowie także po godzinach. To praca wymagająca określonych umiejętności manualnych, ale i spostrzegawczości, umiejętności rozpoznawania psychologicznych typów jakże różnych klientów i przede wszystkim ogromne napięcie, jakiemu poddana jest kasjerka od pierwszej do ostatniej minuty wykonywania przez nią obowiązków służbowych.


I jeśli lektura choćby jednego czytelnika zmusi do tego, by wobec pracownicy rozliczającej go po szaleństwie z wózkiem między półkami wykazać większą życzliwość i zrozumienie, „Udręki pewnej kasjerki” spełnią swe zadanie. Ale w tej książce nie chodzi tylko o to. Zapiski Sam to bardzo ciekawy szkic socjologiczny i coś na kształt psychologicznego studium jednostki zagubionej i zastraszonej. Ta książka to oskarżenie, ale i rozliczenie – takie wewnętrzne, trudne. To proza dynamiczna i chwytliwa. Pomysłowa i interesująca, chociaż oparta na dość prostym zamyśle fabularnym. Książka, dzięki której zabrano głos w imieniu wszystkich poszkodowanych przez system pracy w marketach kobiet. Szkoda tylko, że autorka tak silnie kojarzy swe zajęcie z kobiecością. Bo przecież przy taśmach i czytnikach kodów pracuje także wielu mężczyzn; ale ta książka koncentruje się nie tylko na problemach związanych z pracą kasjerki, lecz zawiera szereg myśli feministycznych, których chwilami jest w niej za wiele.


Wydawnictwo Poradnia K, 2010

3 komentarze:

Zosik | Podróże po kulturze pisze...

A bo ja wiem czy tak wielu mężczyzn przy kasie (albo, jak to niektórzy mówią: na kasie) pracuje... Pewnie, że już coraz mniej jest zawodów typowo męskich czy też damskich, ale kobiet pilotów jest mym skromnym zdaniem wciąż równie niewiele jak mężczyzn kasjerów

blog sygrydy dumenj pisze...

fajna recenzja! dostalam o niej tips po napisaniu o barbarze eherenreich i jej wallraff-owaniu. faceci na tasmie nie zarabiaja kokosów i maja równie uciazliwa prace, ale lepiej platna czyli anna miala racje wlaczajac zmienna genderowa

pozdr \ m

Anonimowy pisze...

Polska wersja książki "Hipermarket - widziane z drugiej strony" www.hiper-market.blog.onet.pl