2010-11-20

"Codzienność" Ewa Schilling

Literacki powrót Ewy Schilling udowadnia, że po licznych mniej lub bardziej sugestywnych publikacjach traktujących o problemach homoseksualnych kobiet we współczesnym polskim społeczeństwie, to ona i przede wszystkim ona jest naprawdę liczącą się postacią, którą kojarzy się z nurtem literatury lesbijskiej. Po niezbyt udanym „Głupcu” autorka wraca do krótkich form prozatorskich. „Codzienność” to zbiór narracji równie dobry jak „Lustro”, a może nawet jeszcze lepszy. Trzynaście pozornie prostych od strony formalnej opowiadań, w których Schilling odda głos nie tyle kobietom homoseksualnym, co kobietom zagubionym, sfrustrowanym, samotnym i niejednokrotnie wciąż silnie tkwiącym w traumatycznej przeszłości. „Codzienność” nie jest książką spektakularną; to podzielona na mniejsze obrazy panorama kobiecych losów – tak różnych od siebie, a w gruncie rzeczy tak do siebie podobnych. Sztuką jest pisanie o codzienności w niecodzienny sposób i chociaż dotychczas nie byłem jakoś przekonany do tego, co prezentuje w swej prozie Ewa Schilling, po lekturze jej najnowszych opowiadań mogę śmiało stwierdzić: Proszę państwa, to jest coś!

O czym pisze autorka? „Może o tym, gdzie się jest, kim się jest i że nie wiadomo dlaczego?”. Słowa z pierwszego opowiadania zdają się trafnie wskazywać ogólne przesłanie tej książki. Bohaterki „Codzienności” znajdują się zwykle w jakim krytycznym punkcie. Emilia musi pogodzić się z tym, że jej chora na raka matka opuszcza świat. Julia przeżywa kryzys wiary, która zawsze dawała jej pewność i stabilność. Wanda po 22 latach związku z pisarzem, przy którym była jedynie cieniem, zaczyna odkrywać, że życie należy do niej i że nigdy o siebie należycie nie dbała. Dla niepełnosprawnej Aliny wigilijny wieczór w towarzystwie nowopoznanej znajomej będzie początkiem innego życia, zmiany punktu widzenia na to, co ma, a co sobie i komuś odebrała w przeszłości. Schilling zadaje ustami swych bohaterek pytania o to, gdzie w tym momencie są oraz czym jest moment przejścia, jakiego doświadczają. I kim tak naprawdę się stają oraz kim były wcześniej?


Heteroseksualne związki kobiet z „Codzienności” są próbą ucieczki od własnych pragnień i dają złudne poczucie bezpieczeństwa. Wiążąc się z mężczyznami, wybierają prostszą, łatwiejszą drogę. Bożena, Weronika, wspomniana już Wanda… każda z nich w takim związku ucieka od samej siebie. Od tego wszystkiego, co konstytuuje ich kobiecość. Tę kobiecość, której siła drzemie w homoseksualnym pożądaniu. Kim jednak są kobiety w związkach z innymi kobietami? Tutaj warto zwrócić uwagę na opowieści Ireny czy Kariny. Odpowiedź nie będzie jednoznaczna. Podobnie niejednoznacznie można patrzeć na miłosny akt z drugą kobietą, który w życiu zagubionej Justyny jest próbą ekspiacji i jednocześnie próbą poznania samej siebie. Tutaj dochodzimy do trzeciej części pytania, próbującego nakreślić, o czym jest ta książka. Dużo nie wiadomo, a na pewno nie wiadomo, dlaczego bohaterki zachowują się tak, a nie inaczej. Co sprawia, że zgorzkniała matematyczka Teresa ląduje w pokoju swojej uczennicy, z którą pali zioło i rozmawia o pasjach filmowych? Dlaczego pisarka Agata, by ukończyć swoją książkę, za wszelką cenę musi spotkać się z kobietą ważniejszą dla niej niż pisanie? Czy tylko molestowanie seksualne przez ojca i burzliwa przeszłość spowodowały, iż Małgorzata wyemigrowała do Holandii? Ewa Schilling nie daje odpowiedzi, lecz zadaje pytania. Pośród nich znajdują się zagubione bohaterki, ich seksualność, wrażliwość i delikatność.


Trzynaście opowieści Ewy Schilling to historie opisujące prozę życia, ale z tej prozy wydobywające ukrytą poetyckość. Ktoś mógłby zaprzeczyć, te historie przecież tak mocno osadzone są w realnym życiu, iż niewiele w nich miejsca na dwuznaczność, symbolikę. Nic bardziej mylnego. Schilling już w „Lustrach” udowodniła, że siła przekonującego pisarstwa o wykluczonych i niepewnych swej tożsamości (także seksualnej) kobietach nie ukrywa się w eksperymentatorskiej formie, lecz w treści. Treścią „Codzienności” jest – jak wskazuje nota na okładce – chleb powszedni lesbijek. Może jednak smakować trzynaście razy inaczej i za każdym razem stawać się wyjątkowym.


Korporacja Ha!art, 2010

2 komentarze:

Mag pisze...

Po Głupcu w ogóle nie miałam zamiaru sięgać po książki tej autorki, ale w sumie, skoro mówisz,że to dobre, to może się skuszę

Anonimowy pisze...

Mag, wydaje mi się, że Schilling w "Głupcu" eksperymentowała i jej nie wyszło. Te opowiadania są lojalne wobec życia, prawdziwe i po prostu nieźle napisane. Polecam
Jarek