2014-02-22

"Guguły" Wioletta Grzegorzewska

Wydawca: Czarne

Data wydania: 10 lutego 2014

Liczba stron: 120

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det: 29,90 zł

Tytuł recenzji: O dojrzewaniu

My, ludzie XXI wieku, coraz częściej jesteśmy nomadami. Przemieszczanie się jest równie zauważalne, co rozwój nowoczesnych technologii informatycznych, dzięki którym mamy dostęp wszędzie i do wszystkiego. Wielu tworzy sobie filozofie podróży, by jakoś znieść ten uporczywy przymus przenoszenia się, w którym zapomina się powoli o tym, gdzie był początek i skąd się wyruszyło. "Guguły" opowiadają o konkretnym miejscu i czasie, z którego zrodziła się tożsamość i gdzie wszystko zatrzymało się, nie dojrzało do końca, pozostało w jakimś stanie niepełnym, niejasnym. Guguły to niedojrzałe owoce, a opowiadania Wioletty Grzegorzewskiej to dojrzałe bardzo teksty o niedojrzałości w kilku możliwych znaczeniach. Osadzone geograficznie tam, gdzie "Miedza" Andrzeja Muszyńskiego, który przekornie przecież żali się na okładce, że Grzegorzewska ukradła - może to, czego jemu nie udało się opisać na prowincji gdzieś w okolicach Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Przecież Hektary Grzegorzewskiej to też takie miejsce, w którym Muszyński nieco później dojrzewał. Oboje napisali książki o świecie zatrzymanym. O jego oglądaniu, słuchaniu, smakowaniu i doświadczaniu.

Mała Loletka urodziła się wszystkiemu wbrew, bo miała śmiałość pchać się na świat podczas ciężkiej pracy swej matki ku chwale komunizmu. Zaczęła się rodzić na mrozie za betoniarką, a urodziła się naprawdę wówczas, gdy poznała otaczający ją świat - wieś naznaczoną piętnem szarych czasów, ale barwną kolorami religijnych fetyszy, świata przyrody, regionalnych bajań i silnych relacji międzyludzkich, które tworzyły miejsce razem z przedmiotami, zwierzętami, zjawiskami atmosferycznymi, zapachami i smakami różnorodnymi, dziś już zapomnianymi. Hektary są imago mundi poza wszystkim i wobec wszystkiego; miejsce stałości, zakorzenienia, stamtąd można się wyrwać, ale ostatecznie nie warto. Zatrzymany jest nie tylko czas, w którym Grzegorzewska z Loletki stawała się Wiolą, a potem świadomą siebie Wiolettą, wrośniętą w świat, który zakończył się zbyt szybko dla jej ojca. "Guguły" zatrzymują wrażenia i doznania - są niepełne, niezrozumiałe wtedy, w pewnym stopniu nieświadome. Nazwane po latach snują opowieści o dojrzewaniu. Takie, które w swych wieloznacznych zakończeniach budują pewne napięcie i wywołują niepewność. Bo, to co minęło, utrwalone jest jako czas stawania się świadomym człowiekiem. Świadomym faktu, czym są Hektary, co je tworzy i dlaczego na zawsze pozostają w pamięci.

Wspomniana już postać ojca to jedna z najbarwniejszych w niezwykłej galerii postaci, jakie poznajemy na kartach opowiadań Grzegorzewskiej. Ateista, być może wierzy tak naprawdę tylko partii. Walczy o uwagę z żoną oddającą hołd obrazowi Maryjki. Dusza wędrowca, dusza niepokorna - z dziada pradziada Cygan usidlony przez wieś, w jakiej pozostawać chce być może tylko na chwilę. Ojciec wyprawia zwierzęta, preparuje je i przez to jest specyficznym demiurgiem - ze śmierci rodzi do życia coś, co powstaje dzięki jego mrówczej pracy, jaką mała Wiola pamięta doskonale. Padlina w domu, klej, ałun i watolina. Koraliki zamiast oczu i dumnie wypięte piersi martwych ptaków, które zaczynają żyć innym życiem. Ojciec z lekko zachwianym jestestwem w poniedziałkowe poranki i dorosły mężczyzna, który nie czuje się dojrzały; za wcześnie odchodzi, zbyt wiele tajemnic ze sobą zabiera, za mało był tuż obok, choć przecież zawsze nadal obecny, pięćdziesięcioletni chłopiec przedwcześnie zabrany przez śmierć...

Córka wyraża swą miłość inaczej, nie wprost. Innego postrzegania świata nauczył ją kiedyś czarny kot. To dzięki niemu ujrzała, że granicami tego, co wokół, mogą być dźwięki, światła i żywioły. W nich zanurzona więc będzie specyficzna wrażliwość narratorki, która potrafi odczuć pulsowanie drewna, jakie opowiada jej własne historie. O czym są historie Grzegorzewskiej? O tym, co się podejrzało, zobaczyło, czemu się przysłuchało i co wprawiło w zdziwienie. To są takie niepowtarzalne opowieści o tym, z czym się wiąże dorastanie, o naiwnym podziwianiu świata i poczuciu przynależności do swego miejsca. Gdzieś pod niebem podziurawionym jak wieczko słoika na chrabąszcze, wśród zapachów burzy, smaku ziaren maku, wśród czegoś już na pewno w jakimś stopniu utraconego, ale i wśród bodźców, od jakich nigdy nie jest się wolnym.

Dojrzewanie bohaterki opowiadań idzie w parze z podglądaniem czasu - on sobie gdzieś obok płynie, w Hektarach czas jest jakby inny i wyznaczany w specyficznym rytmie. Jest także erotyzm, subtelnie zarysowany, wyraźnie jednak obecny w niektórych tekstach. Podglądanie krawcowej, ukraińska koleżanka w wannie, zbyt śmiałe palce Lejbosia - wielbiciela butaprenu. Mamy w końcu obok wszechobecnego witalizmu także gorzkie doświadczenie śmierci. Jest miejsce, z którego nie można odejść, bo w ostatnim opowiadaniu Wiola nie podejmie ryzyka wyruszenia w świat. Będą zatem "Guguły" hołdem dla miejsca, które w jakiekolwiek kolejnej wędrówce życiowej zabiera się ze sobą. Ten niedojrzały świat, który wciąż się stawał, ma swoje miejsce w sercu, gdzie nadal jest miejsce na to, by nie stał się pełny, nie został do końca wyjaśniony i do końca oswojony.

Piękne są opowieści Grzegorzewskiej; subtelne, zabawne, melancholijne i urokliwe, bo świeże - choć przecież z przeszłości wzięte. Posłuchamy babskiego gadania przy ajerkoniaku. Poznamy historię dziadka, który migał się od artystycznych występów. Opowieść o obrazie Moskwy i o tym, dlaczego Wiola musiała pożegnać się ze szkolnym kółkiem plastycznym. Pojedziemy porannym pekaesem z wiejskimi dobrami dla mieszkańców okolicznego Myszkowa. Posłuchamy kolejowej opowieści bachora czarownicy. Wejdziemy w świat, w którym reglamentowany jest prąd, wielbione wizerunki Maryi, gdzie zbiera się złom w szkolnym konkursie i gdzie toczy się życie gdzieś obok posążków Jezusa, pracy w polu, biesiad alkoholowych oraz relacji nieskażonych piętnem udawania. Mają je na twarzy ci obcy przybywający do wsi, ważni towarzysze z nieszczerymi uśmiechami. Ale i oni potrafią wybawić z odmrożenia stóp, więc nic nie jest jednoznacznie złe lub dobre, choć przecież opisywane czasy do bajkowych nie należały. To, co "Guguły" na pewno oddają, to dziecięca wrażliwość na wszystkie bodźce, których oddziaływanie jest wieczne, bo pozwalają dojrzewać wciąż na nowo.

Brak komentarzy: