2014-12-10

"Wiza do Iranu" Artur Orzech

Wydawca: Wielka Litera

Data wydania: 22 października 2014

Liczba stron: 294

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Miłość życia

Zawsze, kiedy widzę na pierwszej stronie okładki wyeksponowane zdjęcie autora, mocno zastanawiam się nad tym, czy zawartość książki jest efektem autopromocji czy też ma mówić o czymś ważnym i konkretnym. Artur Orzech uciekł od linii odpychającej literatury celebryckiej i rzetelnie napisał o swojej pasji oraz swej drugiej ojczyźnie, którą kocha bardzo mocno, ale która nie zawsze tę miłość odwzajemnia. "Wiza do Iranu" stawia sobie za cel rozhermetyzowanie naszych poglądów o kraju, który - jak wspomina dziennikarz - staje się narzędziem straszenia w mediach zawsze wtedy, gdy nie dzieje się na świecie nic szczególnie działającego na wyobraźnię i siejącego panikę. Szkoda wielka, że do tego sprowadzić można miejsce tak bardzo przecież fascynujące na wiele sposobów.

Iran Orzecha to kraj, gdzie codzienne życie jest trudne, ale i miejsce szczególnej uwagi, bo w gruncie rzeczy żyjące własnym rytmem od 2500 lat - dalekim od tego, o czym przekonane są media. To, na co warto zwrócić uwagę w Iranie Artur Orzech punktuje już na wstępie. "Gościnność, poczucie bezpieczeństwa i niesamowite krajobrazy". Potem stara się pokazać ten kraj z dwóch różnych stron. "Bo jeden, zwany Zaher, jest tam, za murem i drzwiami, na ulicy, w biurach i szkołach, a drugi zaś - Baten w domu, pośród zaufanych". Dwa Irany? Niekoniecznie. Być może warto wejść do irańskiego domu, zaznać jego gościnności, spotkać się z Irańczykami naprawdę, a przede wszystkim porzucić te stereotypowe sądy i przekonania, jakie zakorzenia w nas nasza kultura, która w gruncie rzeczy być może czegoś zazdrości państwu tak bajecznie wpisanemu wciąż w swą tradycję, kulturę i wyjątkowe wyczucie estetyki w poezji czy literaturze.

Ta książka stara się zobrazować specyficzną dychotomię - tworzą ją ludzie i system. Orzech zwraca uwagę na to, iż w państwie wyznaniowym osadzonym w surowych normach i tradycji bujnie kwitnie życie towarzyskie, ludzie mają własne definicje wolności i choć kraj tak wiele zakazuje, potrafią sprytnie niektóre z zakazów obejść, inne zaś traktując jako coś gwarantującego porządek i akceptowanego w pełni w każdym możliwym znaczeniu. Współczesny Iran obrazować może czytelna metafora chustki, która co rusz zsuwa się z kobiecej głowy, nie wywołując zgorszenia i testując jednocześnie, na ile mocno zsuwać się może. Bo to w dużej mierze opowieść o irańskich kobietach, dla których znajduje się coraz więcej miejsca w przestrzeni publicznej i które zdolne są kontestować ustalone od wieków reguły, robiąc to w taki sposób, by nie nadużyć tych symptomów zmian, jakie kierują młode pokolenie Irańczyków w inną stronę niż ich często kostycznych przodków.

Artur Orzech wędruje po Iranie własnymi ścieżkami. Nie sposób poznać go podczas masowego wyjazdu zorganizowanego i uporządkowanego co do minuty. Nie jest łatwo poznać ten kraj naprawdę, bo trzeba mieć do tego przygotowanie. "Żeby poznać i zrozumieć współczesny Iran, należy go odwiedzać często, najlepiej znając język perski, i próbować wtopić się w lokalne życie". Lokalne życie, wspomniany Baten, to prawdziwe serce kraju, gdzie każdą opisywaną specyfikę Artur Orzech osadza w kontekście, w związku z tym ta książka nie jest żadnym przewodnikiem dla początkujących, a dowodem prawdziwej pasji, miłości i zrozumienia, które wykracza mocno poza ramy europocentryzmu.

Chyba najciekawsze rozdziały to te koncentrujące się wokół dwóch zaimków. "Ona" ma różnorakie znaczenia, "on" także wiele twarzy i właściwości. O specyficznej roli kobiety, o jej ograniczeniach i sile, sporo wiemy już z kilku ważnych przekładów choćby Szarnusz Parsipur, którą Orzech wspomina. Wspomina także wiele kobiecych postaci, które przekraczały normy i granice, by pokazać, że nawet w Iranie liberalny postęp ma od dawna miejsce, choć dla samych kobiet nie ma czegoś takiego jak wolność bezwarunkowa. Ciekawie sportretowana jest też kondycja mężczyzny-męża obwarowanego równie dużą liczbą ograniczeń, co kobieta u jego boku. W nieco żartobliwy sposób Orzech komentuje przytaczane wyimki z małżeńskich nauk Irańczyków, zwracając uwagę na konieczności i absurdy, opowiadając o sytuacjach dramatycznych oraz traktowanych jako ciekawostki obyczajowe. Jest mowa o swobodach, do których dążą młodzi i o dramacie rozwodu, możliwego i czasami koniecznego, świetnie ukazanego w znanym filmie Ashgara Farhadiego "Rozstanie". Artur Orzech sporo miejsca poświęca miłości - tej często gdzieś z drugiego, prywatnego obiegu. Jest w irańskim życiu obyczajowym wiele tajemnic oraz faktów, z jakimi człowiek Zachodu styka się zszokowany. Jest jednak w "Wizie do Iranu" subtelny element opowieści o wzajemnym szacunku małżeńskim i o tym, komu i kiedy wszelkie widziane przez nas ograniczenia są bardzo na rękę i sprawiają, że świat staje się bardziej uporządkowany.

To oczywiście nie jest żadna bajkowa opowieść, nie unika tematów trudnych i nie pomija faktów z historii oraz współczesnego życia Iranu, które dla nas - ludzi z Europy - są dowodem na to, iż Iran budowany jest na krzywdzie, przemocy czy niesprawiedliwości definiowanej na kilka możliwych sposobów. Myślę, że autorowi chodzi przede wszystkim o to, by oddać choć fragment miłości własnej do kraju, z którym związał się zawodowo i mentalnie, ale przede wszystkim na płaszczyźnie fascynacji tym, co w Iranie niezwykłe oraz ponadczasowe. Stara się opowiedzieć o tym, na czym polega irańska potęga i wskazać, za co można kochać ten kraj. Jak wspomniałem we wstępie - miłość niekoniecznie może być odwzajemniona.

Tu pojawia się problem tytułowej wizy, czyli możliwości tylko dla wybranych. Iran jest gościnny dla turystów, ale jednocześnie mocno się przed nimi zabezpiecza. Czy wojowanie o wizę, które śledzimy między kolejnymi opowieściami, wynika jedynie z tamtejszego lęku przed innym? A może jest elementem kultury, do jakiej trudno dotrzeć, specyficznej i zwyczajowej gry towarzyskiej? Iran chce wiedzieć, że temu, kto doń dociera, naprawdę na tym zależy. Arturowi Orzechowi zależy na opowieści o miejscu, które nosi w sobie. Takim, jakim widzi je na co dzień i takim, jakie warte jest poznania. "Wiza do Iranu" to także książka wzbogacona o liczne fotografie, które uzupełniają tę barwną, choć niepozbawioną czasem goryczy i elementu krytyki opowieść o kraju, jakiego nie widzimy naprawdę na odległość...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Napiszę tylko. Dziękuję za tę recenzję.

Kaś za wielką wodą pisze...

Recenzja dobra aczkolwiek nie zgodzę się z jej końcówką. Trudność w zdobyciu wizy wynika jedynie z rodzaju profesji Pana Orzecha. Przeciętny turysta nie ma najmniejszych kłopotów w jej otrzymaniu. Byłam dwa razy w Iranie jako turysta, żadnych problemów z wizą ani w trakcie pobytu nie miałam. Napewno odwiedzę ten kraj jeszcze nie raz. Gorąco polecam książkę, czyta się jednym tchem.