2016-07-18

"Mężczyźni z różowym trójkątem" Heinz Heger

Wydawca: Ośrodek KARTA

Data wydania: 13 czerwca 2016

Liczba stron: 152

Tłumacz: Alicja Rosenau

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 34 zł

Tytuł recenzji: Wyjątkowe świadectwo

Opublikowano już ogromną liczbę wstrząsających świadectw obozowych. Takich, w których autorzy mogą domagać się rozliczenia za doznane krzywdy i zazwyczaj ten rozrachunek ma miejsce. Świadectwo Heinza Hegera – spisane na przełomie lat 1967 i 1968, wydane po raz pierwszy w latach siedemdziesiątych minionego stulecia – to opowieść człowieka, który ze swoją krzywdą, zhańbieniem, deprecjonowaniem jako istoty ludzkiej i wspomnieniami okrucieństw musiał pozostać sam. Na wiele lat po zakończeniu wojny. Podobnie jak inne homoseksualne ofiary nazizmu, dla których zadośćuczynienie za wojenną przemoc nie przychodziło. Co więcej – ci, którzy przeżyli piekło obozu ze stygmatem „zwyrodniałego elementu narodu”, nigdy przez ów naród nie zostali potem dostrzeżeni ze swym cierpieniem. Zmienił się porządek świata, ale nie stosunek do ludzi innej orientacji seksualnej. „Mężczyźni z różowym trójkątem” to opowieść o mężczyznach skazanych z paragrafu 175 obowiązującego do końca lat sześćdziesiątych XX wieku, ale w posłowiu Joanny Ostrowskiej jest także mowa o kobietach, których inna orientacja seksualna stworzyła obozowe piekło i poobozową traumę, jakich nie da się po prostu wyrazić.

Nie da się też czytać tej książki bez robienia sobie przerw na złapanie oddechu. Niewyobrażalne okrucieństwa i opisy tortur w obozach Sachsenhausen i Flossenbürg to jedno. Drugie to mowa nienawiści i ciągłe podkreślanie, że homoseksualiści to kasta ludzi bez wartości, poniżana bardziej i częściej niż reszta współwięźniów. Autor trafia do piekła, którego ramy są dla niego nie do wyobrażenia. Zostaje odarty z godności za to, że kocha inaczej. Potem jest coraz gorzej. Takich jak on było bardzo wielu. Spośród niewielkiego procenta tych, którzy przeżyli, nikt właściwie nie ośmielił się opowiadać o swoich przeżyciach. Josef Kohout – bo tak naprawdę brzmi imię i nazwisko autora, który w lęku przed reakcją opinii publicznej wydał swoje zwierzenia pod pseudonimem – skupia się na szczegółach, opisując czasami nieważne detale. Hipnotyzuje tą opowieścią, bo każdy kolejny akapit opowiada o tym, jaką bestią może być człowiek, oraz pokazuje potworną hipokryzję wszystkich tych, dla których potępiany w Rzeszy seks był po prostu kartą przetargową w obozach pracy.

Heger nie unika opowieści o tym, co może być odebrane dwuznacznie moralnie. O tym, że niejednokrotnie był kochankiem kapo albo blokowego. Po to, by przeżyć. Tamci heteroseksualni mężczyźni traktowali obcowanie z więźniami różowego trójkąta jako działanie zastępcze, w każdym możliwym wymiarze sankcjonowane w ich umysłach tak potępiających homoseksualizm jawny, uznawany za potworność do całkowitej eksterminacji. Heger opowiada o tym, że bycie w związkach ze strażnikami więziennymi zapewniło mu przetrwanie. Tu nie chodziło o sferę seksualności, upodobania czy jakikolwiek wolny wybór. Żył, by dawać się wykorzystywać. Tylko na tym oparta była jakakolwiek przyszłość. Tylko to dawało szansę na przetrwanie tych niezliczonych upokorzeń, pośród których przede wszystkim lojalność i determinacja pozwoliły bohaterowi na opuszczenie obozu.

„Mężczyźni z różowym trójkątem” to jednak opowieść o tym, że koszmar dyskryminacji nie ma w zasadzie końca i że koniec ekstremalnych doświadczeń obozowych niósł za sobą jedynie życie w ukryciu. Paragraf 175 przestał być narzędziem nagonki i pośrednikiem wrogości, ale wielu ludzi tak jak Josef Kohout do końca swoich dni kryło się nie tylko ze swą orientacją seksualną, ale przede wszystkim z ogromem traumy, która nigdy nie została przepracowana. Nigdy też nikt nie podjął się w szerszym zakresie badania losów osób homoseksualnych, doświadczonych w obozach pracy wyjątkowo okrutnie, bo była to charakterystyczna kategoria podludzi, na którą wiecznie spadał największy gniew. Jest to zatem publikacja w symboliczny sposób oddająca głos wszystkim tym, którzy musieli milczeć. Pełna goryczy do samego końca, kiedy autor wyraża mimo wszystko wciąż aktualną refleksję następującej treści: „My, homoseksualiści, czy to w Wiedniu, czy gdzie indziej, możemy prowadzić najbardziej przyzwoite życie, a pogarda bliźnich, brak szacunku w społeczeństwie oraz dyskryminacja i tak będą takie same jak przed trzydziestu czy pięćdziesięciu laty – postęp ludzkości nas ominął”.

To temat, który nie interesuje wydawców, i historia, od której opinia publiczna odwraca wzrok. Rzeczy zbędne i niepotrzebne, i bez nich jest tak wiele zła do przepracowania w kolejnym powojennym pokoleniu. Tymczasem to książka o wyjątkowych stygmatach i o ludzkim okrucieństwie wyrażanym wprost poprzez agresję i tortury oraz pośrednio, bardziej boleśnie – przez milczenie, które boli wyjątkowo mocno. Heger nie tylko opowiada o zdeformowanej sferze ludzkiej seksualności w obozie. On w każdym dramatycznym rozdziale podkreśla, że kwestia preferencji seksualnych była wystarczającym powodem, by uczynić z człowieka istotę niewartą tego, by żyć. Istotę ośmieszaną, poniewieraną, poniżaną i poddawaną wyjątkowym formom opresji. Gorszą od najgorszych kryminalistów i zdegenerowanych osobowości ratujących się w heteronormatywnym świecie. To opowieść o ludzkich instynktach i o niezwykłej woli życia. Tragiczne świadectwo losu tych, których nikt nigdy nie wysłuchał i nigdy o to wysłuchanie nie śmieli prosić. Książka taka jak ta w wyjątkowy sposób pokazuje, że niewyobrażalny ogrom cierpienia musimy nosić w sobie tylko dlatego, że nie podporządkowujemy się określonym normom. Heger wykazuje się wielką odwagą i determinacją. Opowiada te historie z takim trudem, z jakim przyszło mu się mierzyć z każdym kolejnym dniem upokorzeń.

„Mężczyźni z różowym trójkątem” to świadectwo wielkiej odwagi. Nie chodzi tylko o przełamywanie milczenia. Chodzi o pokazanie tego, jak podły może być gatunek ludzki i jak niewiele jest potrzebne człowiekowi do tego, by błyskawicznie znaleźć cel ataku agresji. Heger zechciał zabrać głos w imieniu tych, którzy – w mniemaniu Rzeszy – stanowili zagrożenie dla społeczeństwa. Jednocześnie pokazuje, co grozi wszystkim w każdym miejscu i w każdym czasie – to nienawiść, nietolerancja, frustracje i przekonanie o tym, że mimo upływu setek lat i rozwoju ludzkości nadal możemy innych porządkować wedle stworzonych przez nas etykiet.

Brak komentarzy: